6/17/2010

Megadeth - Rust in Peace



„Nierdzewna Płyta”

Dave Mustaine, nieodżałowany syn marnotrawny Metallica, w 1983 r. założył zespół, który niebawem miał stać się jednym z tak zwanej„wielkiej czwórki thrash metalu”. Kapela ta została ochrzczona „Megadeth”. Mimo początkowego pędu za Metallica i prób pokazania jak wiele ów zespół stracił na wyrzuceniu Mustaine’a ze swoich szeregów – nie nagrywał on tak świetnych albumów jak ich „oponenci”. Do czasu... Bo w 1990 r., gdy Metallica powoli umierała śmiercią naturalną zaprezentowali coś niesamowitego i niepowtarzalnego. Ich największe dzieło (i jeden z moich ulubionych albumów thrash/heavy metalowych) to „Rust in Peace”. Bo, mimo iż nie zawsze wychodziły Dave’owi piosenki – zawsze miał świetne pomysły na nazwy płyt...

Genialny riff otwiera klasyczny dziś utwór i znak rozpoznawczy Megadeth, „Holy Wars... The Punishment Due”. W tym utworze mamy wszystko, czego metalowa dusza potrzebuje do potrząsania czupryną – świetne zagrywki gitarowe w niepowtarzalnym dla Mustaine’a stylu, obłędny bass, który przygrywa nieco wyciszony, jednak wpływający na odbiór w pozytywny sposób oraz perkusję, która wszechstronnie operuje całym ekwipunkiem rytmicznym. Dodać należy, że wokal Dave’a w tym kawałku, jak i na całej płycie ma swój niepowtarzalny wydźwięk – jest cyniczny, ironiczny, sarkastyczny, jadowity i (naprawdę, ale to naprawdę) wkurzony. Orientalizująca wstawka elektryczna jak ulał pasuje do genialnego tekstu o niebezpieczeństwie, jakie stwarza religia dla pokoju na świecie. Solo gitarowe jest długie – to popis głównego bohatera. Genialne co do nuty.

Jak można przebić taki początek? Jak można stworzyć arcydzieło równe „Hangar 18”, gdzie podział produkcyjny na dwie części: rytmiczną i solową zakrawa o geniusz? Jak można zrobić tak wspaniały przeciągający się riff? Jak można uderzyć tak wokalnie, że czujemy rozdygotanie wokalisty, który zionie sarkazmem (jak niegdyś alkoholem)? Jak można...? W tym kawałku czuć swobodę z jaką Mustaine pieści gitarę – a ona odwzajemnia się jękiem, który wprawia słuchacza w dygotanie i gęsią skórkę. Arcydzieło!

„Take No Prisoners” zaczyna się w podobnym stylu, jak „Hangar 18”. Mamy tu jednak zdecydowanie wyraźniejszą partię rytmiczną, która zasługuje nawet na większą uwagę niż wokalista-gitarzysta. To, jak bass jest poruszany, to jak pracuje perkusja... Przyprawmy to jeszcze wokalną furią, pogłosami i zabawami z gitarą i otrzymamy kolejny zabójczy utwór. Zdecydowanie, „Rust in Peace” nie bierze jeńców – ono zabija swą potęgą.

„Five Magics” przechodzi od szybkiego tempa do powolnego w ciągu kilku sekund, dokładnie sprawdzając pokłady cierpliwości słuchacza. Płaczliwe zagrywki Dave’a w połączeniu z genialną gitarą bassową budują niepokojący klimat, który niedługo potem przeradza się w utwór o średnim tempie, bardzo dobry, choć nie tak genialny jak poprzednie.

Niepokojące gitarowo „Poison Was the Cure” szybko zostaje zmienione w galopadę gitara-perkusja i wzmocnione wrednym wokalem Mustaine’a. Na uwagę zasługuje końcowa zagrywka Dave’a – jest ona po prostu fajna. Niestety, w ostatecznym rozrachunku jest to utwór za krótki i jakby schematyczny, bez pomysłu, choć z pewnością - dobry.

Wiedźmi śmiech zwiastuje początek „Lucretia”, który szybko zostaje zmieciony przez fajny riff gitarowy. Nieprzekonujący wokalnie Dave i ogólny brak przebojowości to największy zarzut, jaki można by wysnuć do tego kawałka. Dobra solówka, dobry bass, dobra perkusja, zawodzący wokalista... Ostatecznie: „tylko” dobry utwór.

Gitara w „Tornado of Souls” ma w sobie coś z furii żywiołów natury. Uderzające z ogromną siłą bryły gradu riffów w połączeniu z burzowym bassem, huraganem wokalnym Dave’a, ulewną perkusją i pajączkową solówką-błyskawicą zasługują tylko i wyłącznie na gromkie brawa. To genialne „Tornado...” zmiata czapki z głów.

„Dawn Patrol” to zupełnie inna historia niż dotychczas. Powolna, dumnie krocząca miniatura zachwyca odmiennością. Od tempa, poprzez „kroczący” wokal, a skończywszy na zaangażowanym ekologicznie tekstem.

Zbliża się koniec płyty. “Rust in Peace... Polaris” to riffowanie na najwyższym poziomie, wspierane solówkami, szyderczym wokalem Mustaine’a i dobrą sekcją rytmiczną. Dobre podsumowanie świetnego albumu.

Co można powiedzieć jeszcze o takim albumie jak ten? „Rust in Peace” to bardzo dobre utwory złożone z miażdżących riffów, pięknych solówek, ironiczno-szyderczych wokali i świetnych tekstów. W końcu, to spełnienie ambicji Dave’a Mustaine’a dotyczącej doścignięcia Metallica w poziomie artystycznym. Marzenie muzyka zostało spełnione, podobnie jak nasze - słuchaczy. „Rust in Peace” to kawał solidnego klasycznego thrash metalu, którego wstyd nie znać. Gorąco polecam.

Telegraficzny skrót:

1) “Holy Wars... The Punishment Due” ******

2) “Hangar 18” ******

3) “Take No Prisoners” *****

4) “Five Magics” *****

5) “Poison Was the Cure” ****

6) “Lucretia” ****

7) “Tornado of Souls” ******

8) “Dawn Patrol” ****

9) “Rust in Peace... Polaris” *****

Klimat: **** (ironiczny)

Znużenie: ****** (czysta przyjemność)

Teksty: *****

1) “Holy Wars... The Punishment Due” ******

2) “Hangar 18” *****

3) “Take No Prisoners” *****

4) “Five Magics” *****

5) “Poison Was the Cure” ******

6) “Lucretia” *****

7) “Tornado of Souls” *****

8) “Dawn Patrol” *****

9) “Rust in Peace... Polaris” *****

Końcowa ocena: ******

Na skróty: Genialna płyta thrashowa, dzięki której Megadeth na stałe znalazł się w „wielkiej czwórce thrash metalu”. Wstyd nie posłuchać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz