

„Psychodeliczny Hołd”
Tool od zawsze był dla mnie zespołem skomplikowanym. Co nie znaczy, że przesadnie uwielbianym. Przesłuchanie tego albumu na początku było katorgą, potem graniczyło z zainteresowaniem. Ostateczny efekt jest trudny do określenie, bo i taka jest muzyka Tool – trudna do sklasyfikowania.
Płyta zaczyna się dość melodyjnie. Utwór „Stinkfist” ma dobre tempo, które podlega znacznym zmianom. Lekkie przesterowanie dźwiękowe wprowadza słuchacza dobrze w stylistykę uprawianą przez Tool – psychodeliczną i fragmentarycznie – bardzo przebojową.
Maynard Keenan posiada dobry głos, który doskonale sprawdza się zarówno w kawałkach cięższych, jak i tych, które na ciężkie zakrawają, a w gruncie rzeczy są dość lekkie. Taki właśnie jest „Stinkfist”. Głowa samoczynnie przechodzi do miarowego, jakże wspaniale utrzymywanego przez partie rytmiczne instrumentów, machania.
Delikatne uderzenia wykonywane ze średnią prędkością są początkiem „Eulogy”. Wolno rozpędzający się, dopiero po jakichś dwóch minutach przechodzi we właściwy utwór. Modyfikowany głos wokalisty staje się niebawem lekkim krzykiem, który stanowi niesamowity środek nośny tego albumu. Gitara basowa jest niesamowita we wszystkich kawałkach z tej płyty! Bardzo dobry to utwór, praktycznie pozbawiony wad, a jedyną dostrzegalną dla mnie jest przesadne ich rozwlekanie. Intro zdaje się zbyt długie, co bynajmniej nie przeszkadza po dłuższym odsłuchiwaniu płyty, jednak, jak wspomniałem wcześniej, jest dość męczące na etapie poznawania albumu i może zniechęcać.
Przesterowane gitary tworzą dość mroczny klimat w „H.”, który staje się nieco mniej odczuwalny po wprowadzeniu. Delikatny śpiew Keenana w połączeniu ze zgrzytem gitar i delikatnym postukiwaniem perkusji daje dobry efekt. Utwór rozpędza się, jeśli chodzi i narastanie dźwięków, aż do partii gitary, która jest jednym z najwspanialszych momentów albumu. Słuchacz wprowadzony w metodycznie wprowadzane pomysły Tool odlatuje przy tym utworze, szczególnie, że utwór posiada niesamowitą, skutecznie miarkowaną przebojowość i melodyjność. Wielkie brawa.
Przerwa w postaci „Useful Idiot” nie ma dla mnie żadnego sensu. Buczenie i szmery. Szkoda.
“Forty Six &
Partia pianina w „Message from Harry Manback” połączona z głosem z taśmy odtworzonej, by stworzyć ten utwór jest na pewno lepsza od „Useful Idiot”. Przede wszystkim- satysfakcjonuje. Niby to miniatura, a sprawia, że mam dreszcze. Część tekstu jest przygnębiająca, tchnie pesymizmem („You gonna die on a cancer, I promise you, deep pain…”). Piękne.
Przebojowy jak diabli. Tylko tak można określić „Hooker with a Penis”. Jednocześnie warto zauważyć, że cała płyta, mimo, że mogłaby trafić do komercyjnego radia i odnieść sukces mainstreamowy, jak tylko może stara się go uniknąć poprzez tytuły utworów, teksty oraz fragmenty, które odrzucają przeciętego słuchacza. W tym akurat wypadku „Dziwka z Penisem” jest wyjątkowa. A jej przebojowość jest niesamowita. Niosące jak błyskawice partie gitar, doskonały bas oraz perkusja, pomieszanie wokalu Maynarda… To chyba jedyny przepis na doskonały utwór, który może wykonać tak wyjątkowo tylko Tool.
„Intermission” nie wzbudza żadnych pozytywnych uczuć. Głupawa melodyjka zagrana na organkach nie jest tym, co lubię. Znowu szkoda.
„Jimmy”. Bardzo przestrzenny to utwór, niosący nieco melancholii. Działa bardzo pobudzająco na moje wspomnienia, głównie związane z dalekimi podróżami. Refren jest dość chwytliwy, jednak oprócz tego utwór jest po prostu dobry. Jednak w kontekście wcześniejszych – dość średni.
„Die Eier von Satan” przywołuje mi na myśl przemówienia dyktatorskie. Do tego dźwięki płynące niczym z fabryki… W sumie ciekawe, ale nijak nie wprowadzające słuchacza w „Pushit”… Do tego nie przedstawiające żadnych walorów estetycznych, przynajmniej dla mnie.
Znowu przesterowana gitara. Znowu delikatny, jakby z oddali zaśpiew Keenana. Znowu delikatna perkusja połączona z psychodeliczną gitarą. Za długie to to. Mimo tego, że sporo się tu dzieje, nie jest to utwór, który przypada niesamowicie do gustu. Tekst nie jest powalający… po prostu… „toolowy”. Znowu: dobry, lecz średni. I jakby nieco to wszystko wtórne, zanim przejdzie się do refrenu.
Przejazdy palcami po gryfie gitary, w połączeniu z płaczem dziecka, który przywodzi mi na myśl pisk rannego ptaka i syntezatorem nie jest znów, niestety, dobrym przerywnikiem. Szczególnie, że niszczycielskie „Aenima jest już w drodze! To „Hey!” na początku, postukiwanie gitary wiodącej i oszałamiająca sprawność basu… Tekst mimo braku znaczącej wartości literackiej jest doskonale zaśpiewany, tak, że refren powtarzałem w myślach nawet po długim czasie od odsłuchania tego genialnego utworu. Warto też zanotować ogromny pokład emocji Keenana, gdy udostępnia swojego wokalu w tej piosence. Gdy pojawia się partia „fucking” głośniki ociekają gniewem i… poddaniem się. Ja również poddaję się fali i chcę „use some vacation”… Genialne.
Kolejne paskudne interludium… „(-) Ions” to bzyczenie prądu elektrycznego. Przeszkadzajka, nic więcej.
Epicki utwór „Third Eye” rozpoczyna się od monologu. Nie wprowadza w dobry sposób, choć sama myśl nachodząca słuchacza jest nieco przygnębiająca. Czy wszystkie genialne utwory napisano pod wpływem substancji odurzających? Smutne to nieco… Wracając do meritum: „Third Eye” to w zasadzie dobre podsumowanie całej płyty. Psychodeliczne, tak jakby Tool chciał udowodnić słuszność przekazywanej w intro tezy. Wszystko jest tu powyciągane, tak jakby czas nie istniał dla zespołu. Dobre, solidne rzemiosło, jednak zbyt długie. Widoczna jest krótka pauza między częściami utworu. Z powodzeniem można by go podzielić. Męczyłem się nieco przy odsłuchiwaniu, szczególnie, że całość repertuaru z tej płyty nie należy do lekkich, co nie znaczy, że nieprzyjemnych… Refren, okrzyk frustracji („Prying open my third eye!”) jest niezbyt emocjonujący, choć wyśpiewany z typową dla Keenana pasją.
Ogólnie efekt pracy zespołu był dla mnie szokiem. Po tej płycie przekonałem się co oznacza zaangażowanie w muzykę i praca związana nawet z jej słuchaniem. Bo „Aenima” wyczerpuje i jest skierowana do wąskiej grupy odbiorców – ludzi, którzy nie zrażają się pozornym brakiem przebojowości i szukają w utworach głębi. A który fan Tool taki nie jest? Przecież ta muzyka jest tak trudna i wymaga tak wielkiego skupienia przy słuchaniu, że nie ma tutaj mowy o „przypadkowym posłuchaniu” dokonań tego dziwnego zepsołu. Jak kiedyś stwierdziłem w rozmowie a propos’ Tool z moim znajomym: „Tool to… zimna muzyka, która jakoś do mnie nie trafia”. Bardzo jestem rad, że udało mi się dostrzec to ukryte piękno i odkryć ten zespół, choć droga ku temu celowi wydawała mi się zbyt męcząca. I z takim podsumowaniem pozostawiam ocenienie Tool samodzielnie. Bo warto się wgłębić, jednak nie warto tylko „posłuchać”.
Telegraficzny skrót:
1) „Stinkfist” ****
2) „Eulogy” *****
3) „H.” *****
4) „Useful Idiot” *
5) “Forty Six &
6) “Message to Harry Manback” ****
7) “Hooker with a Penis” ******
8) “Intermission” *
9) “Jimmy” ***
10) “Die Eier von Satan” **
11) “Pushit” **
12) “Cesaro Summability” *
13) “Aenema” ******
14) “(-) Ions” **
15) “Third Eye” **
Telegraficzny skrót:
Klimat: **** (duszny)
Znużenie: *** (średnie)
Teksty: *** (średnie)
1) „Stinkfist” ****
2) „Eulogy” *****
3) „H.” ****
4) „Useful Idiot” -
5) “Forty Six &
6) “Message to Harry Manback” **
7) “Hooker with a Penis” ***
8) “Intermission” -
9) “Jimmy” **
10) “Die Eier von Satan” *
11) “Pushit” **
12) “Cesaro Summability” -
13) “Aenema” ****
14) “(-) Ions” -
15) “Third Eye” **
Końcowa ocena: ***+
Na skróty: Kolejny dobry album Tool. Wymaga znacznego skupienia i jest męczący, lecz warto samodzielnie się weń wgłębić.
A mnie się nie podoba ten pomysł z recenzjami, niby fajnie fajnie, ale jak ktoś wchodzi na 'sepsa comic' to go raczej komiks interesuje, niż recenzje. Już lepiej nic nie wrzucać, a jak wrzucacie, to jakoś w inną szufladkę, nie wiem, pogrupujcie to jakoś, cokolwiek.
OdpowiedzUsuńOM NOM NOM NOM
To jest dobra sugestia, niedługo tym się zajmiemy. Właściwie miałem to w planach już wcześniej, muszę tylko z pewnym bajzlem, na który teraz patrzę uporać się. Poza tym pomysł z recenzjami uważam za tak dobry jak dobre są recenzje, a jak narazie nie słyszałem negatywnych ocen pracy Breeg'a. Wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńDołączyłem z powodu prośby. "Rozszerzenie tematyki". Proszę o wybaczenie za plugawienie tegoż miejsca swoimi niecnymi pracami.
OdpowiedzUsuń